Ta strona używa plików Cookie. Korzystając z tej strony zgadzasz się na umieszczenie tych plików na twoim urządzeniu
Język polskiJęzyk polski
pin ul. św Jacka 16, 30-364 Kraków
clock

Sekretariat czynny:
9:00 -12:00 | 14:00 -17:30 | 18:00 -19:00

pinclockphonemailmail

ul. św Jacka 16, 30-364 Kraków

Sekretariat: 9:00 -12:00 | 14:30 -17:30 | 18:00 -19:00

Strona główna

 

up-arrow

Formacja stała kapłanów

Kapłańska formacja stała,
czyli ksiądz nieustannie kształtowany przez Słowo
Wykład wygłoszony w czasie spotkania Sekcji Stałej Formacji Kapłańskiej Komisji Duchowieństwa Konferencji Episkopatu Polski – Częstochowa, 12 września 2009 r.
- część pierwsza -

Spis treści
I. Stawać przed „lustrem” Słowa;
II. Nie tracić kontaktu ze Słowem;
II.1. Niezastąpiona moc Słowa;
II.2. Poza Słowem nie ma formacji;
II.3. Słowo porządkuje i wyposaża;
III. Lectio divina: pozwolić się formować przez Słowo;
III.1. Lectio divina – wielowiekowa szkoła formacji stałej;
III.2. Lectio divina – styl życia;
IV. Lectio divina: momenty krytyczne formacji stałej;
IV.1. Lectio: moment strategiczny;
IV.2. Meditatio: moment konfrontacji;
IV.3. Oratio: moment przełomowy;
IV.4. Contemplatio: moment decydujący.

I. Stawać przed „lustrem” Słowa
A. Cencini, w książce poświęconej formacji stałej, jeden z akapitów rozważań zatytułował prowokacyjnie: „Przeklęta (klerykalna) zarozumiałość” . Miał na myśli pewne „kapłańskie obciążenie”, które potrafi skutecznie marginalizować troskę o siebie. Pojawia się powoli i niezauważalnie. Jest jakimś rodzajem niedobrego przekonania, niewypowiedzianego głośno przed sobą, a mianowicie, że już nie potrzebujemy formacji. Skąd może się brać takie przekonanie? Nie wynika z naszej złej woli, ani z zaniechania z premedytacją. Powodów może być wiele. Wymieńmy trzy, na które zwraca uwagę „Pastores dabo vobis”:

Po pierwsze: „Kapłan może dojść do przekonania,, że jego osobiste doświadczenie, potwierdzone przez upływ czasu, nie musi już być konfrontowane z nikim ani z niczym” . Przez charakter naszej misji, pozycji czy funkcji w Kościele, będąc często w roli „pouczających innych”, „rozgrzeszających”, „upominających”, możemy niezauważalnie nasiąkać przekonaniem, że formacja jest w nas „dziełem zakończonym”. To jasne, że nie podzielamy tego przekonania, jednak w praktyce potrafi się skutecznie „wgrać” w nasz umysł i serce. U naszych „kapłańskich drzwi” codziennie łasi się „syndrom uczonego w Piśmie”, który subtelnie przekonuje nas, że formacji potrzebują nasi podopieczni, a my jakoś sobie poradzimy.

Po drugie nasz nadaktywizm, a co się z nim wiąże: przepracowanie i zmęczenie. Przybiera nieraz znamiona wypalenia, rozczarowania i rezygnacji, a w konsekwencji wycofania i izolacji. „Pastores dabo vobis” zwraca uwagę, że taka postawa może pojawić się zwłaszcza u kapłanów w średnim wieku: „Nierzadko dojrzały kapłan cierpi na swego rodzaju niebezpieczną formę wewnętrznego zmęczenia, które jest oznaką rozczarowania i rezygnacji wobec trudności i niepowodzeń” . Izolacja i rezygnacja mają początek w sercu. Ono pierwsze jest zaniedbywane. Tracimy kontakt z samym sobą.

Trzeci powód: żyjemy w świecie, który więcej radości znajduje w braniu niż w dawaniu, w zachowaniu życia niż traceniu, w gromadzeniu niż w rozdawaniu, w indywidualizmie, niż współdzieleniu – dokładnie odwrotnie do mentalności Ewangelii. Coraz mocniej dominuje hedonizm i indywidualizm. Człowiek jest „całkowicie zajęty sobą” stopniowo oddala się od „sfery duchowej” . Niezależnie od naszych życiowych wyborów, od złożonych ślubów czy przyjętych święceń, nie jesteśmy „nieprzemakalni”. Możemy przemoknąć i nieraz przemakamy zalewającą świat mentalnością hedonistyczną. Zamiast ewangelizować świat, świat zaczyna laicyzować nas.

Jan Paweł II pisze w „Pastores dabo vobis”, że lekarstwem na wszelkie formy wewnętrznego zmęczenia, rozczarowania, rezygnacji jest „formacja stała, nieustanna i wyważona rewizja swojej osobowości i postępowania, ciągłe poszukiwanie motywacji…” . Jest to możliwe jedynie wówczas, gdy codziennie będziemy stawać przed lustrem Słowa, by zobaczyć w nim swoją rzeczywistą kondycję serca, swoją prawdziwą twarz i wracać do korzeni swojej tożsamości powołaniowej. W tym samym dokumencie Jan Paweł II pisze z pasją, że potrzebne jest nam „słuchanie pokorne i pełne miłości Tego, który mówi (…). W świetle i w mocy Słowa Bożego można bowiem odkryć, `zrozumieć i pokochać własne powołanie, pójść za nim i wypełnić swoją misję (…). Zażyłość ze Słowem Bożym może ułatwić proces nawrócenia, nie tylko w tym sensie, że pozwala się oderwać od zła, by przylgnąć do dobra, lecz również w tym sensie, że wzbudza w sercu myśli Boże, staje się nowym kryterium osądu i oceny ludzi i rzeczy, wydarzeń i problemów” .

II. Nie tracić kontaktu ze Słowem
Moje wystąpienie postanowiłem zatytułować „Kapłańska formacja stała, czyli ksiądz nieustannie kształtowany przez Słowo”. Jestem bowiem przekonany, że stała formacja, dokonuje się przede wszystkim przez stały kontakt ze Słowem Bożym. Rzeczywisty i twórczy kontakt z samym sobą dokonuje się przez rzeczywisty kontakt ze Słowem. Ze Słowem w życiu księdza jest jak z sercem w ludzkim organizmie. „Serce – jak pisze A. Cencini w jednej z publikacji poświęconej formacji stałej - „nie tylko jest organem możliwym do zlokalizowania w określonym miejscu ciała, lecz jest obecne wszędzie. Serce pompuje krew, która dociera do każdej części ciała, jego bicie można usłyszeć nie tylko na poziomie mięśnia sercowego; serce jest w rękach i w nogach, w głowie i w woli, jest serce lub pasja w ideałach, ale także w popędach i instynktach, w dobru i złu, w miłości i nienawiści” .

Słowo Boga jest „sercem” obecnym w całym organizmie życia księdza. Z niego wszystko wychodzi i ku niemu wszystko zmierza. Jest obecne w każdym wymiarze naszej egzystencji. Słowo wynosi nas na wyżyny życia, ale schodzi także do otchłani naszych grzesznych zachowań. Jest wszechobecne. Potrafi wydobyć z grobu (por. Ez 37, 12), dać serce nowe i tchnąć ducha nowego (por. Ez 36, 26-27). Ono kształtuje nas 24 godziny na dobę, niezależnie od naszej kondycji fizycznej, psychicznej i duchowej. Jednakże ze Słowem dzieje się tak jak ze ziarnem. Chociaż kryje w sobie ogromny potencjał życia, jest kruche i zależne, jak ziarno od ziemi. Słowo daje życie i kształtuje nas, gdy się na nie otwieramy i przyjmujemy. Podobnie jak na ambonie, tak i w życiu księdza, skuteczność Słowa pozostaje zależna od ludzkiej kondycji – od tego, czy jest w niej przestrzeń na jego działanie . Otwarte serce czyni otwartym Boże Słowo. Zamknięte serce czy zamkniętym Słowo.

II.1. Niezastąpiona moc Słowa
O. I. Gargano przestrzega, że dzisiaj: „Jest wiele innych słów, które pretendują do tego, aby zastąpić to Słowo. Są nimi wszystkie słowa uznane za skuteczne, wydajne, płodne, lecz są one tylko ludzkie i wcześniej czy później uznają swoje ograniczenia. Jedną z najbardziej zawoalowanych pokus naszego życia jest myślenie, że inne słowa, inne technologie, inne metody, tak zwane psychopedagogiczne, mogą być bardziej skuteczne od Słowa Bożego. Należy walczyć z tymi pokusami” . Nieraz szukamy natchnień i narzędzi do formacji własnej i innych daleko od źródła. Wszystko wobec Słowa okazuje się co najwyżej marną kopią a nawet kiczem. Jeden z absolwentów zakończonej w maju Szkoły Wychowawców Seminaryjnych wspomina: „Kiedy miałem tu przyjechać po raz pierwszy, myślałem, że dostanę do ręki jakieś narzędzia do pracy z młodymi ludźmi, z klerykami - że nauczę się nowych metod aktywizujących czy kilku „sztuczek” psychologiczno-pedagogicznych, że poznam zasady funkcjonowania grupy, etc. Nie nauczyłem się i nie poznałem. Po raz kolejny natomiast Pan Bóg mi pokazał, że kiedy wyciągam ręce w oczekiwaniu na kiczowate świecidełka, to On podaje mi skarb! Bóg rozkochał mnie w swoim Słowie. Dał zakosztować swego Słowa. Pokazał sens codziennej medytacji. Dał odczuć, że warto nastawić się na słuchanie...” (ojciec duchowny).

Słowo stwarza nas dzień po dniu: Bóg rzecze i staje się. Tak jest nie tylko na pierwszej stronicy Biblii. Tak dzieje się na każdej „stronicy” naszego życia. Kościół zawsze wierzył w sakramentalną moc Słowa, w rzeczywistą obecność w nim Ducha Świętego. Orygenes powie, że Pismo zawiera Ducha Świętego, a św. Ireneusz doda, że Duch zapewnia Pismom wieczną młodość. Czyni młodym, nowym każdego, kto przez zażyłą więź upodobnia się do Pism. Oto dlaczego, żadna inna książka i żadne inne słowo nie mogą być stawiane na równi z księgą Pisma Świętego, ze Słowem Bożym. Poza Pismem św. wszystkie inne pisma są tylko słowem ludzkim, bardziej lub mniej czerpiącym z Biblii. Nie mają w sobie mocy sprawczej, którą posiada Słowo Boga i nie mogą go zastąpić. O. I. Gargano powie, że dopóki nie przekonamy się do tej prawdy, tak naprawdę nie powierzymy się radykalnie Słowu Boga . Benedykt XVI w liście na Rok Kapłański napisał m.in.: „Aby nie zrodziła się w nas pustka egzystencjalna i nie została narażona skuteczność naszej posługi, trzeba byśmy się pytali ciągle na nowo: "Czy jesteśmy naprawdę przeniknięci Słowem Bożym? Czy jest ono doprawdy pokarmem, którym się posilamy, bardziej niż chleb i sprawy tego świata? Czy naprawdę je znamy? Czy je miłujemy? Czy troszczymy się wewnętrznie o to Słowo do tego stopnia, aby rzeczywiście odciskało się ono na naszym życiu i kształtowało nasze myślenie?” .

II.2. Poza Słowem nie ma formacji
Formacja ustaje, gdy ustaje kontakt ze Słowem. Należy rozumieć to dosłownie. Jeśli prawdą jest, że Słowo nas stworzyło i nieustannie stwarza, to znaczy, że poza nim nie ma dla nas życia. „Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało co się stało. W Nim było życie” (J 1, 3-4). Tylko ono jest źródłem istnienia i harmonii. Nie inne, lecz Boże Słowo dało początek życiu i nadal daje początek – to znaczy podtrzymuje wszystko w istnieniu. Poza Słowem wszystko wraca do chaosu. To samo Słowo przez które Bóg na początku stworzenia rzekł i „stało się”, zachowuje swą moc stwórczą także dzisiaj. „Co trzyma świat w całości? – pytał pisarz noblista I. Singer - Jedno słowo Przedwiecznego. Jeśli wycofa on swoje słowo, całe stworzenie wróci do pierwotnego chaosu” . On nie wycofa swego Słowa. Jednak ilekroć my sami cofamy się przed nim, wpadamy w pustkę i chaos. Pustka i chaotyczność w życiu księdza potrafią przybierać różne postaci, aż do stanu krytycznego, w którym rozmazuje się jego tożsamość i nie wie kim jest. Pierwsza stronica Biblii przypomina, że Bóg potrafi wyprowadzić życie nawet z pustkowia i bezładu i uczynić je na nowo twórczym. „Pogłębiony kontakt ze Słowem pomógł mi odkryć prawdę o mnie samym (…) – napisał ks. Rafał o dwuletniej formacji lectio divina w Szkole Wychowawców Seminaryjnych - Czuję, jak Słowo mnie wyzwala, daje mi życie, pozwala przekraczać siebie i wychodzić z większą odwagą do człowieka” .

II.3. Słowo porządkuje i wyposaża
Pierwsza stronica Biblii przypomina nam, że świat istnieje, ponieważ istnieje Słowo, ponieważ jest posłuszny, temu co mówi Bóg . Istnieje człowiek, ponieważ istnieje Słowo. Człowiek – jak mówi o. Rupnik - jest logosem Logosu . Rodzi się i rozwija jedynie w środowisku Słowa. Istnieje i dojrzewa, gdy jest mu posłuszny. Tak więc Bóg stwarza nas nieustannie przez swoje Słowo – kontynuuje swój akt stwórczy tak, jak opisuje to pierwszy rozdział Biblii. W Słowie Boga odnajdujemy całe życie przeznaczone dla nas – we wszystkich jego detalach. „Wierzymy, – mówią Hebrajczycy - że Pan stwarzał świat ‘z Torą w ręku’. Wierzymy, że zawiera się w niej nie tylko cały nasz świat, ale wszystkie światy możliwe. Każdy detal, każdy szczegół, niosą ze sobą bogactwo wiedzy. Trzeba tylko potrafić wiedzę tę odczytać” .

Słowo Boga zawiera wszystko, co człowiekowi jest do życia potrzebne. Porządkuje nas i czyni pięknymi. Porządkuje nasze kapłaństwo, czyli oddziela światło od ciemności, prawdę od kłamstwa, dobro od zła, żarliwość od oziębłości, rzeczywiste wybory od pozornych, pełnię od pustki. Słowo czyni nasze kapłaństwo pięknym, jak czyniło pięknym niebo i ziemię podczas dni stwarzania. Ubogaca i rozwija nasz charakter, temperament, osobowość powołaniową, nasze talenty, zdolności. Odbudowuje i czyni stabilną tożsamość, także wtedy, gdy życie zostało głęboko zranione przez złe wybory. „Człowiek żyjąc rozmaicie – przyznaje kolejny absolwent Szkoły Wychowawców Seminaryjnych - pozostawia ślady w swych słowach, gestach... Niektóre są płytkie i czas je zaciera, inne są głębokie odciśnięte na całe życie przez naszych bliskich (rodziców, rodzeństwo, kolegów, braci...) i niektóre z nich są niestety bolesne (…) Rany zadane (niektóre przez swój grzech, pychę, głupotę) goiły się, inne zadane przez ludzi przestały promieniować zemstą, ucieczką. Zezwoliłem, aby łaska weszła w te miejsca. Po raz kolejny w swoim życiu przekonałem się i doświadczyłem, jak Bóg jest delikatny. Smakując Słowo Boga leczyłem swoje wnętrze, wpuszczałem światło Słowa, gdzie było ciemno od bólu i bolesnych doświadczeń. To był krok w głąb mojego serca i duszy. (o. Dariusz, misjonarz).

III. Lectio divina: pozwolić się formować przez Słowo
W dokumencie Instrumentum laboris Synodu Biskupów poświęconemu Słowu Bożemu w życiu i misji Kościoła, czytamy m.in.: „W istocie jesteśmy tym, co słuchamy” . Jeśli wypadamy z orbity działania Bożego Słowa, wchodzimy na inne „orbity”. W życiu zawsze kształtuje nas jakieś słowo. Pytanie tylko: jakie? Które słowa mają największy wpływ na nasze życie, na wychowanie i formację.

III.1. Lectio divina – wielowiekowa szkoła formacji stałej
Od początku swojego istnienia Kościół stara się żyć w rytmie Słowa. Na ile żyje w jego rytmie na tyle staje się Kościołem. Od początku swego istnienia uczy się chodzić drogą Słowa. Tradycja nazywa tę drogę lectio divina. „Lectio Divina jest lekturą Biblii, praktykowana od początków chrześcijaństwa i do dziś towarzyszy Kościołowi w jego dziejach. Pozostaje ona żywa w doświadczeniu monastycznym, lecz dziś Duch, poprzez Nauczycielski Urząd Kościoła, zaleca ją jako istotny z duszpasterskiego punku widzenia element, którego wartość trzeba odkryć w życiu Kościoła jako takim, w przygotowaniu i formacji duchowej kapłanów, w codziennym życiu osób konsekrowanych…” .

Coraz więcej mówi się dzisiaj o powrocie do wielowiekowej praktyki lectio divina. Jan Paweł II w programie na trzecie tysiąclecie napisał: „Konieczne jest zwłaszcza, aby słuchanie słowa Bożego stawało się żywym spotkaniem, zgodnie z wiekową i nadal aktualną tradycją lectio divina, pomagającą odnaleźć w biblijnym tekście żywe słowo, które stawia pytania, wskazuje kierunek, kształtuje życie” . Podobnie Benedykt XVI w słowie do uczestników kongresu z okazji 40. rocznicy ogłoszenia soborowej Konstytucji Dei verbum powiedział między innymi: „W tym kontekście chciałbym przede wszystkim przypomnieć i polecić prastarą tradycję lectio divina (…) Praktyka ta, jeśli będzie się ją skutecznie propagować, przyniesie w Kościele – jestem o tym przekonany – nową duchową wiosnę” . Benedykt XVI postrzega lectio divina jako "decydujący element odnowy dzisiejszej wiary” . Podczas ubiegłego Synodu Biskupów poświęconego Słowu Bożemu w życiu i misji Kościoła, temat lectio divina powracał bardzo często, a nawet najczęściej podczas debat ojców synodalnych.

Co tak ważnego kryje w sobie ta praktyka, długowieczna jak Kościół, że powrót do niej jest konieczny, że może przynieść Kościołowi duchową wiosnę?, że może wnieść duchową wiosnę w życiu księdza? – jak potwierdza jeden z uczestników rekolekcji lectio divina: „rekolekcje lectio divina, w wymiarze duchowym, stały się dla mnie milowym krokiem. Medytowane Słowo Boże dopomogło mi odkryć grzech przede mną zakryty, niewypowiedziany na spowiedzi, a Duch Święty przekonał mnie o nim. Bóg coraz bardziej dla mnie stawał się Osobą z twarzą. Najmocniej przeżyłem odkrycie i nawiązanie nowej relacji z Bogiem Ojcem. Łzom wzruszenia i radości nie było końca. Dziękuję Jezusowi, że objawił mi Ojca i proszę, aby teraz nauczył mnie stawać się synem i bratem. (ksiądz, lat 44) .

III.2. Lectio divina – styl życia
Lectio divina jest przede wszystkim stylem życia. Oznacza zdolność czytania życia tak, jak czyta je Bóg. Formacja bez tej umiejętności praktycznie nie jest możliwa. Dlaczego? Jeśli wierzę, że wszystko co przynosi kolejny dzień pozostaje w rękach Boga, to znaczy, że Bóg potrafi uczynić z mojej codzienności sprzyjające środowisko formacyjne, niezależnie od tego co się w nim wydarza. Rytm formacji ciągłej to przede wszystkim rytm życia , którego Bóg nigdy nie gubi, także wtedy, gdy ja się gubię. To znaczy, że wszystkie wydarzenia, sytuacje, okoliczności, spotkania, słowa, relacje, prace są gliną w rękach Stwórcy. Także słabości, upadki i lęki. „Słowo Boże – pisze H. von U. Balthazar – traktuje lęk jako jeden z fundamentalnych stanów kondycji ludzkiej po to, by ten lęk ze swego najwyższego stanowiska przewartościować – tak jak wszystko co ludzkie, lęk jest gliną w rękach Stwórcy i Zbawiciela” . Bóg mocą Słowa z wszystkiego potrafi wyprowadzić życie.

Lecz, aby tak patrzeć na siebie i świat, potrzeba oczu, które zbiegają się z oczami i spojrzeniem Boga. Jest to możliwe dopiero wtedy, gdy spojrzenie księdza nasycone jest Słowem Boga, gdy stronice i wersety swego życia potrafi czytać poprzez stronice i wersety Słowa zawartego w Biblii. Tylko ono pozwala tak zinterpretować codzienną rzeczywistość jak czyta ją Bóg. Można być bardzo elokwentnym, biegłym uczonym w Piśmie, i pozostawać „analfabetą własnego świata wewnętrznego” , to znaczy niezdolnym do czytania własnego życia w sposób w jaki czyta je Bóg. Można być codziennie świetnie poinformowanym i jednocześnie nie-uformowanym. Można być skupionym na wielu codziennych sprawach i rozproszonym w czytaniu tego, co centralne, co jest sednem rzeczywistości. Tylko Słowo Boże uzdalnia nasze oczy do czytania codzienności w taki sposób, aby w każdym jej zwykłym momencie słyszeć i dostrzegać Boga, który nas formuje. Czytane i zgłębiane Słowo pozwala nam odkrywać, że „nie nadzwyczajne okazje i historyczne wydarzenia, ale skromne życie codzienne jest sakramentem Boga” . Szept jego Słowa – jak mówi św. Grzegorz Wielki – dochodzi do nas szmerem tylu strumieni, ile stworzeń jest na ziemi w boskim władaniu”. My zaś mamy „otworzyć dopływ temu Szeptowi, by dotarł do nas” . Nauczyć się czytać dogłębnie Biblię, oznacza pozwolić Bogu czytać i interpretować nasze życie w świetle Jego Słowa, tak aby wszystko, co tworzy dzień, stawało się formacyjne.

IV. Lectio divina: momenty krytyczne formacji stałej
Lectio divina, pojmowana nie tylko sztuka czytania Biblii, ale jako to sztuka życia, posiada swoje momenty krytyczne. Zauważmy, że przywoływane najczęściej w tradycji cztery momenty lectio divina: lectio – meditatio – oratio – contemplatio dobrze wyrażają cztery momenty krytyczne w formacji ciągłej księdza. Nazywam je krytycznymi, ponieważ każdy z nich staje się momentem zwrotnym w dojrzewaniu księdza, w myśl znanej sentencji Grzegorza Wielkiego: „Divina eloquia cum legente crescunt” – „Pisma Boże rosną wraz z tym, który je czyta .

IV.1. Lectio: moment strategiczny
Strategicznym momentem dnia w życiu księdza jest wieczorne czytanie Słowa. To od niego tak naprawdę rozpoczyna się nowy dzień. W pewnej mierze jaki wieczór i noc taki poranek i dzień. To, co otwieram wieczorem, będzie otwierało mój nowy dzień. Lectio divina przypomina mi, że pierwsze jest otwieranie Biblii, otwieranie się na Słowo. Codzienne dociera do nas i pracuje w nas mnóstwo słów i myśli. Mnich z końca IV w., Ewagriusz z Pontu, mówi, że do naszej wyobraźni, potem głowy i serca próbuje przedostać się wiele rozmaitych logismoi (myśli). Wiele z nich jest zatrutych, i działają jak wirus. Przedostają się do nas „oknem” wyobraźni . Potrafią zawirusować nasze wnętrze. Słowo Boga jest większe od wszystkiego co nas codziennie wypełnia. Jeśli otworzymy się na nie, wprowadzać będzie w nas ład i harmonię. Stąd tak ważne jest, aby udawać się na spoczynek nie tylko z ludzkimi słowami i myślami nagromadzonym w ciągu dnia, ale ze Słowem Boga, które jest jak „wiatyk”. Wieczorne lectio to kluczowe spotkanie ze Słowem, które odprowadza nas na spoczynek nocny i spoczywa w nas jak ziarno w ziemi. Czy rolnik „śpi czy czuwa, we dnie i w nocy nasienie kiełkuje i rośnie, on sam nie wie jak” (Mk 4, 27). Staje się strażnikiem naszej nocy i wszystkiego co wydobywa się z naszej podświadomości w snach. Przenika nas i zna zamysły naszego serca (por. Hbr 4, 12). Gdy się budzimy staje się Słowem „porannym”. „Zanim jeszcze się przebudzę i zacznę codzienną bieganinę, ono już działa, już jest zamyślone i wypowiedziane przez Odwiecznego (…), ono poprzedza cały mój terminarz, ten napływ myśli, które tłoczą się w mojej głowie, gdy tylko się przebudzę, i z których każda chce być najważniejsza, a które mają moc, by stać się od razu nadmiernymi troskami” .
Lectio jest momentem strategicznym dla naszego rytmu i mentalności życia. Można ją zdefiniować pytaniem: „Co Bóg mówi?”. Chodzi o to, aby usłyszeć i zrozumieć Jego przesłanie dnia. To szalenie ważne. Od samego rana napierają na nas inne pytania, które chcą być pierwsze:: „Co mówią inni?”, „Co mówią kłębiące się w nas troski?” „Co mówią nasze plany i programy”; „Co mówią oczekiwania innych?”, „Co mówią gazety i radiowe aktualności dnia?”. Tych pytań jest mnóstwo. Nieraz są tak silne i sugestywne, że pytanie „Co mówi Bóg?” nie jest w stanie się przez nie przedrzeć. Wieczorne, nawet krótkie lectio pomaga nastawić umysł i serce, aby o poranku rozpoczynać dzień od otwarcia Biblii i pytać: „Co mówi Bóg?”. Chodzi o to, aby pośród plejady słów, myśli, kłębiących się emocji odszukać „słowo klucz”, który pozwoli nam dotrzeć do sedna, do podstawowego sensu naszego dnia. Tak jak w lectio Biblii, odnajdujemy najpierw sens wyrazowy i kluczowe przesłanie, tak w lectio dnia odnajdujemy klucz do sensu naszego dnia, do tego co w nim najważniejsze i pierwsze. Nieraz trzeba długich dni, tygodni i miesięcy, by nauczyć się tak czytać Biblię, aby odnajdywać w niej kluczowe przesłanie dnia. Jeśli wiem co Bóg mówi, wtedy wiem także jaki jest sens dnia, który przeżywam, sens powołania, sens bycia księdzem, sens posługi. Sens tego co udane i tego co po ludzku nieudane.

IV.2. Meditatio: moment konfrontacji
Lectio przygotowuje do drugiego, krytycznego momentu formacji. Jest nim meditatio. Można ją zdefiniować pytaniem, które postępuje krok dalej od poprzedniego, a mianowicie: „Co Bóg mówi do mnie i o mnie?”. Pytanie równie „formacyjne” jak poprzednie, tyle że bardziej osobiste. Osobowe Słowo Boga jest zawsze osobiste. Z każdym z nas nawiązuje relację jedyną i niepowtarzalną. W kapłańskim życiu i posłudze codziennie ocieramy się o niebezpieczeństwo, które może zatrzymać w miejscu naszą formację. Jest nim zanik osobistego kontaktu ze Słowem głoszonym innym. Wykonując powierzoną nam misję możemy niezauważalnie nasiąkać przyzwyczajeniem czytania Słowa „na wynos”. Zamiast pytać Co Bóg mówi do mnie i o mnie, możemy przez całe lata pytać: „Co Bóg mówi do „nich” i o „nich” – do tych i o tych, których prowadzimy, którym głosimy Słowo. Taka mentalność potrafi się skutecznie „wgrać” w nasz umysł i serce. Można codziennie czytać święte teksty i pozostawać „nie przeczytanym” przez Słowo, niereformowalnym i nie przemienionym przez święte Pisma. „Studiowanie Tory – upominają siebie Hebrajczycy – ma uczynić nas lepszymi (…). Talmud stwierdza, nie przebierając w słowach, że kto studiuje Torę i pod jej wpływem się nie zmienia, od tego i łajdak jest lepszy” . Pewien chasydzki rabin stale zamartwiał się, że umrze „mądrzejszy niż pobożniejszy” .

Zgłębianie tekstu świętego zawsze nas konfrontuje z poziomem naszej osobistej formacji. Na jakim etapie i poziomie się znajdujemy. Czy na etapie jedynie do analizy akademickiej, ćwiczenia intelektualnej pamięci, czy też pozwalamy się skonfrontować Słowu, które „zamieszkuje” biblijne stronice. Jak uczy mądrość hebrajska – zgłębiamy Słowo, po to, aby nim żyć; kto zaś studiuje Torę nie żyjąc nią, lepiej byłoby, gdyby się w ogóle nie narodził . Codzienna meditatio przypomina nam, że czytanie i zgłębianie tekstu nie może być celem samym w sobie, ale ma przenikać i penetrować nasze życie. Istnieje coś w rodzaju sprzężenia zwrotnego: kiedy zgłębiamy Słowo, ono prowadzi nas do naszego życia; zaś nasze życie odnowione przez Słowo, poszukuje dalej Słowa, by odnawiało je coraz pełniej. W tej niezwykłej relacji między tekstem a nami pojawia się też dynamika odwrotna. Nasze wypełnianie Słowa sprawiam że lgniemy bardziej do świętych stronic, a święte stronice znowu odsyłają nas do naszego życia. Tak więc relacja jest pełna dynamiki: przenika całą egzystencję.

Kiedy lectio nie przedłuża się w meditatio, wówczas nie ma związku z naszym życiem, staje się abstrakcyjne, nie kompletne. Rabbi Banah mówi, że słowo Boże oczekuje od nas, że będzie wypełniane dla niego samego. Nie będziemy w stanie pojąć jego istoty i prowadzić innych do jego celu, jeśli nie będziemy nim żyli. Innymi słowy życie według słowa staje się koniecznym warunkiem do tego, aby je zrozumieć. W Księdze Wyjścia 24, 7, kiedy Bóg przekazuje Torę Izraelitom, oni wypowiadają „dziwne” słowa. Nie mówią: „Posłuchajmy, czego Bóg chce, a potem to zrobimy”. Ale odpowiadają jakby nie w tej kolejności: „Uczynimy i usłyszymy”. Takie jest dosłowne brzmienie cytatu w tradycji żydowskiej . Boże słowo słyszy się i rozumie, kiedy się je wypełnia, to znaczy staje się częścią nas . Za każdym razem, gdy otwieramy Biblię, ona otwiera przed nami do wyboru dwie drogi: życia i śmierci. Neutralna postawa wobec stronic Pisma jest niemożliwa. Słowo oczekuje od nas zaangażowania życia, ponieważ także ono jest żyjące.

Z tego wynika, że meditatio nie jest jedynie modlitewną praktyką do odrobienia, nie jest li tylko zadaniem na liście codziennych pobożnych czynności, obowiązkiem wynikającym z dyscypliny. Jest czasem, w którym Bóg codziennie konfrontuje nas z prawdą o nas samych. Dociera ze swoim Słowem do naszego umysłu, serca i woli i stawia nas jak przed lustrem, abyśmy w Jego Słowie zobaczyli naszą prawdziwą twarz i wiedzieli od samego rana kim naprawdę jesteśmy w Jego oczach i kim być powinniśmy. Tak naprawdę codziennie żyjemy pytaniem: „Co mówią o nas inni?”. Nieraz spostrzegamy się, jak bardzo zależni jesteśmy od tego pytania, jak przejmujemy się tym jak nas widzą inni i jak opiniują. Czekamy nieraz na jedno słowo uznania. Nasze ludzkie potrzeby pod tym względem bywają tak silne, że wypierają z nas pytanie: „Co Bóg mówi do mnie i o mnie”. Jesteśmy posłuszni bardziej ludzkim opiniom niż opinii Boga o nas. Ksiądz H. Nauwen wyznaje z prostotą dziecka: „Posłuszne i sumienne życie, z którego jestem dumny, albo za które jestem czasem chwalony, przypomina nałożone mi na ramiona jarzmo, z którym choć mnie uciska, tak się zrosłem, że nie potrafię go odrzucić” . Pozwalamy często, aby inni uczynili z nas tablicę wyników. Zapisują na niej swoje o nas notowania, wobec których nie potrafimy być wolni.

Tymczasem w Biblii jest ukryta cała pamięć Boga o nas. Jest w niej ukryta nasza historia spisana przez Niego, w której wyjaśnione jest każde wydarzenie i ukazany jej głęboki sens, nasze pierwotne piękno, ponad wszelkimi pozorami i ludzkimi opiniami . Słowo przed którym nic nie jest zakryte (por. Hbr 4, 13) odsłania prawdę o naszym najgłębszym „ja” – o tym co już w nim dojrzałe i co jeszcze niedojrzałe. Odsłania także wezwania, które stawia przed nami.

Stała formacja księdza jest niemożliwa bez tej fazy lectio divina. Jeśli bowiem nie pozwolę Bogu, aby Słowem wydobył prawdę o tym, kim jestem, wówczas nigdy nie stanę się tym, kim być powinienem. Słowo zawsze najpierw wychowuje, a potem formuje. Dzieje się to nieustannie. Przez zażyłość ze Słowem mogę poznawać co Bóg mówi o mnie, jaką prawdę wydobywa o moim „ja”. Słowo, ilekroć się z nim spotykam, che wydobyć na zewnątrz (e-ducere) aktualną prawdę o moich sercu, także tę część prawdy, której nie znam: prawdę o mojej słabości, aby ją usunąć i stworzyć we mnie więcej przestrzeni dla kształtowania mojego powołania. Jeśli nie pozwolę na to Słowu, ryzykuję, że moja formacja będzie zawszona w próżni, będzie oparta na iluzjach, opiniach, mniemaniach, które nie sięgają prawdy o mnie samym. Nam księżom bardzo to zagraża – otoczenie się murem iluzji, życie poza rzeczywistością, w sferze życzeń i sloganów, przywilejów, które odgradzają nas od konfrontacji z prawdą. Meditatio nas przed tym chroni. Jeśli bowiem pozwolimy słowu Bożemu zamieszkać w nas, jeśli będziemy je zachowywali i rozważali w sercu, wtedy, jak mówią Ojcowie starożytni, nastąpi newralgiczny moment, zwany syn-krisis. Słowo poprowadzi nas do wewnętrznej konfrontacji z prawdą. Rodzi się kryzys. Prawda Słowa odsłania prawdę o naszym życiu. Bardzo tego potrzebujemy, aby słowo Boga wprowadzało nas w kryzys.

Bez kryzysu nie ma rozwoju. Kryzys jest zawsze znakiem, że wchodzimy w przełom, w stan między tym, co stare i tym co nowe, tym co prawdziwe i nieprawdziwe, między dobrem i złem, między tym, co do tej pory wystarczyło, a owym „więcej” (magis) do którego wzywa Bóg. Słowo przyjęte sercem prowadzi do skoku jakościowego w naszym rozwoju. Jeśli ono nie zabierze decydującego głosu w nas, wówczas inne słowa, inne głosy będą miały wpływ na nas. Chodzi więc o „krisis”, który rodzi się ze Słowa Bożego, chodzi o jasność uwalniającą w nas prawdę, chodzi o Słowo, które jest jak miecz obosieczny przenikający całą osobę aż do rozdzielenia tego co dojrzałe od tego co jeszcze niedojrzałe. Takie spotkanie ze Słowem nie może pozostać bez odpowiedzi. To, co porusza nasze serce, nigdy nie zostaje bez odpowiedzi. Oto dlaczego tak ważne, aby Słowo dotarło do serca. Jeśli pozostanie jedynie na poziomie „głowy”, „zaaresztowane” przez nasz intelekt, istniej zawsze niebezpieczeństwo, że nas nigdy wewnętrznie nie poruszy. Można z intelektualną pasją studiować Słowo i nie odpowiadać na nie. Metanoia (zmiana myślenia) przechodzi zawsze przez „cardia” (serce). Serce poruszone przez Słowo, porusza wolę do odpowiedzi. Formacja staje się pogłębiona. Nie zatrzymuje się jedynie na intelektualnych dywagacjach. Rodzi się kolejny etap w formacji zwany oratio, czyli osobista odpowiedź na Słowo, które nas poruszyło do głębi.

IV.3. Oratio: moment przełomowy
Czym jest faza formacji zwana oratio? Na czym polega? Jest ważnym procesem, w którym decyduje się, czy pójdę za prawdą Słowa, czy pozostanę przy swoim myśleniu, czy stanę po stronie Słowa Bożego, czy po stronie ludzkich dywagacji, czy zwiążę się ze Słowem, czy pozostanę przy własnym przywiązaniach. Oratio jest „niepokonaną potrzebą odsłonięcia się, pozwolenia, aby ugodziło nas światło wydobywające się ze Słowa” . Oratio to synonim modlitwy, ale modlitwy rozumianej w języku starożytnych: jest to „przemowa”, w której zajmujemy stanowisko, ujawniamy życiowy wybór . Jesteśmy w krytycznym momencie powołania księdza. Powołanie staje się na tyle silne, na ile silny staje się wybór. Na tyle urzeczywistnione, na ile urzeczywistnia się wybór. Formacja powołania księdza ustaje, gdy nie przedłuża się w wybór. Wielu księży kryzysuje w powołaniu nieraz bardzo wcześnie, ponieważ „przedwcześnie” weszli w kapłaństwo – to znaczy przed czasem wyboru. Powołanie, które nie zamienia się w wybór zanika. Gdy wchodzimy na serio w zażyły kontakt ze Słowem, będzie nas prowadziło do zajęcia stanowiska wobec wezwań, które Bóg nam stawia w powołaniu.

Oratio jest fazą dojrzewania do wyborów na poziomie serca. Ważne, aby była świadomie przeżywana każdego dnia. Codziennie bowiem dokonujemy wielu mniejszych lub większych wyborów. Pytanie jest, czy nasze wybory wynikają z naszego powołania, czy z innych motywów. Jeśli Słowo Boga naprawdę zajmie nasze serce, wtedy będzie mogło zająć się naszymi wyborami. Jeśli nasze serce zajęte będzie przez nasze przywiązania i potrzeby niespójne z powołaniem, wtedy to one „zajmą się” naszymi wyborami. Oratio jest więc fazą decyzji serca: czy Słowo, stanie się kryterium naszego rozeznawania, punktem odniesienia dla naszych wyborów, czy też nie. Staje się tak kiedy „każdy projekt przechodzi przez Słowo, jest przez nie filtrowany i oczyszczany ze swoich nieczystych składników, i wtedy, gdy to samo Słowo staje się jedynym motywem, jedynym fundamentem, jedynym wyjaśnieniem decyzji” . Ksiądz, który pozwoli, by Słowo zajęło jego serce, będzie zdolny odczytywać swoją codzienność w jego świetle. Formacja owocuje nową zdolnością – zdolnością do kontemplacji.

IV.4. Contemplatio: moment decydujący
Gdy Słowo zajmuje centralne i stałe miejsce w naszym sercu, wówczas formacja stała wchodzi w fazę ostatecznego dopełnienia się. Słowo wydobywa w nas zdolność do kontemplacji i przez nią prowadzi do dojrzałego przeżywania codzienności. Pozwala bowiem głębiej odczytywać rzeczywistość, to znaczy widzieć wszystko oczami Boga i przeżywać z zjednoczeniu z Nim. Pozwala przeżywać codzienność jako przestrzeń, w której Bóg nieustannie nas formuje. Formacja staje się stała, gdy wszystko w czym stale uczestniczę, środowisko w którym się stale obracam, posługa, którą stale wypełniam, stają się przestrzenią i „narzędziem” osobistej formacji. Doświadczenie kontemplacji pozwala odczytywać i przeżywać codzienność jako przestrzeń, w której Bóg nieustannie mnie formuje: przez wydarzenia, sytuacje, spotkania, posługi, które spełniam. Zdolność do kontemplacji jest jednym z najważniejszym symptomów dojrzałej formacji duszpasterza.

Wbrew powszechnemu przekonaniu jest konieczna nie tylko za murami klasztorów kontemplacyjnych. Owszem, ośmielę się powiedzieć, jeszcze bardziej w duszpasterstwie. Im bardziej ksiądz jest duszpastersko czynny, tym bardziej potrzebuje kontemplacji. Inaczej ryzykuje, że jego czynność stanie się nieskuteczna, powierzchowna, bez wyrazu, a nawet pusta. „Nie wystarczy – zauważa H. Nauwen - , jeśli w przyszłości kapłani i osoby niosące posługę będą szanować moralność, prezentować wysoki poziom wyszkolenia i przejawiać chęć niesienia pomocy innym; nie wystarczy, jeśli ludzie ci będą potrafili twórczo odpowiadać na palące problemy swojego czasu. Wszystko to jest bardzo cenne i ważne, ale nie to jest sercem chrześcijańskiego przywództwa. Najważniejsze pytanie dotyczy tego, czy przyszli przywódcy prawdzie będą ludźmi Bożymi, czy będzie ich przenikało żarliwe pragnienie przebywania w Bożej obecności, wsłuchiwania się w Boży głos, wpatrywania się w Boże piękno, dotknięcia Wcielonego Słowa Bożego, zasmakowania w pełni nieskończone Bożej dobroci (…) Dla przyszłości chrześcijańskiego przywództwa zasadniczej wagi nabiera jednak odzyskanie mistycznego aspektu teologii, tak aby wszystkie wypowiadane słowa, wszelka rada, jakie udzielamy i wszelka strategia działania miały swoje źródło w sercu, które z bliska zna Boga”.

Miał rację Karl Rahner, że: „Chrześcijanin przyszłości będzie albo mistykiem, albo nie będzie w ogóle chrześcijaninem”. Odwołując się do jego trafnej obserwacji, możemy śmiało powiedzieć również, że „kapłan przyszłości albo będzie kontemplatykiem, albo nie będzie w ogóle kapłanem”. Zdolność do kontemplacji oznacza w rzeczy samej zdolność do przeczuwania, odnajdywania i rozeznawania obecności Boga w każdym punkcie historii, na którą składa się nasza codzienność. Czyż nie na tym polega wielkie powołanie duszpasterza, by stale łączyć historię ludzką i Boską?, by stale przeczuwać zbawiającego Boga w każdym szczególe ludzkiej historii?. Doświadczenie kontemplacji podtrzymuje pozwala „zapamiętywać” obecność Jezusa Chrystusa w każdej okoliczności. „Jest to pamięć życiodajna – pisze H. Nauwen – , pamięć, która pokrzepia i karmi nas tu i teraz i wobec tego daje nam prawdziwe poczucie zakorzenienia pośród wielu kryzysowych sytuacji codziennego życia”.

To wewnętrzne przeczucie staje się szalenie ważne zwłaszcza dzisiaj, gdy świat żyje jakby Boga nie było, gdy zacierane są znaki Jego obecności, gdy zsekularyzowany styl życia wydziedzicza Boga z Jego własności, gdy najgłębsza ludzka potrzeba, wieczna potrzeba Boga, zostaje wypierana przez potrzeby chwili. Już stwierdziliśmy na początku, że ksiądz żyje w tym samym co inni świecie i nie jest „nieprzemakalny”. Może przemoknąć współczesną mentalnością jeśli straci kontemplatywny kontakt ze Słowem, które ten świat stworzyło i nieustannie stwarza. „Dzisiejszy świat – czytamy w Instrumentum laboris minionego Synodu Biskupów – wymaga osobowości kontemplatywnych, czujnych, krytycznych, odważnych. Wymaga on niekiedy nowych i nieznanych dotąd wyborów. Będzie wymagał szczególnych interwencji, które nie wypływają z przyzwyczajenia czy obiegowych opinii, lecz ze słuchania Słowa Pańskiego i tajemniczego dostrzega Ducha Świętego w sercach” . Kontemplacja nie jest luksusem, na który mogą pozwolić sobie „bardziej uduchowieni”. Jest potrzebą każdego duchownego. Być duchownym zakłada bycie kontemplatywnym. W rzeczywistości bowiem nie da się być duchownym, bez zdolności do kontemplacji. Jak to rozumieć?

Kultura łacińska i grecka wskazują na dwa wymiary kontemplacji . Żadnego z nich nie może zabraknąć w życiu księdza. Pierwszy wymiar dobrze opisuje łacińskie określenie contemplatio („cum – templatio”, „cum – templum”). Człowiek kontemplacji, żyje w świecie jakby przebywał w świątyni, to znaczy w miejscu przebywania Boga. Zdolny jest odczytywać wszelką przestrzeń swojego życia jako miejsce zjednoczenia z Bogiem, który pozostaje zjednoczony ze światem w każdym jego punkcie z wyjątkiem grzechu. Dla kontemplatyka, cały świat jest świątynią przebywania Boga. Człowiek kontemplacyjny - mówi o. Gargano - to ten, „kto żyje wewnątrz przestrzeni, która przyjmuje naszą historię konkretną, aby otworzyć ją na historię wieczną”.

W takim rozumieniu szczytem kontemplacji jest więc zjednoczenie z Nim w każdym wymiarze codzienności, od chwili wstania z łóżka aż po kładzenie się spać, aż po nocny spoczynek przed którym modlimy się w Komplecie: „Niech serca nawet uśpione, przez sen czuwają przy Tobie…”. Kontemplacja chroni księdza przed oddzielaniem tego co boskie od tego co ludzkie, tego co materialne od tego co duchowe, modlitwy od duszpasterskiej „harówki”, adoracji od budowania kościoła, głoszenia Słowa od życia Słowem, katechezy od dnia wolnego. Ksiądz kontemplacji to człowiek, który potrafi dokonać w sobie syntezy tych dwóch rzeczywistości. Przeżywa je zawsze razem nigdy odrębnie. Kryzys wierności w kapłaństwie ma często źródło w dychotomii, w oddzielaniu tych dwóch rzeczywistości, w dzieleniu świata, kapłaństwa, na to co boskie i co ludzkie. Takie dzielenie prowadzi di rozbicia kapłańskiej osobowości i tożsamości. Kontemplacja czyni księdza wewnętrznie scalonym, zintegrowanym, skupionym wokół swojego życiowego centrum. Czyni spójnym jego zachowania, postawy, motywacje, z życiowym powołaniem.

Drugi wymiar doświadczenia kontemplacji potrzebnej w życiu i posłudze księdza opisuje greckie teoria. Zwraca uwagę, że kontemplacja zawiera w sobie syntezę dwóch zdolności: thea i orao czyli zdolność „oglądania” i zdolność „widzenia”. Ksiądz kontemplacji, to człowiek, którego spojrzenie nie jest powierzchowne, zewnętrzne, lecz dociera sedna treści codziennego życia. Nie tylko patrzy i ogląda ale przenika i widzi wewnętrznie, to co ogląda: widzi i odczytuje rzeczywistość tak jak widzi ją i odczytuje Bóg. W każdym punkcie historii, w każdej zawiłości dnia codziennego, w sytuacjach i sprawach najbardziej banalnych i najbardziej złożonych, potrafi odczytywać wszystko oczami Boga i interpretuje je tak jak Bóg. Ksiądz Adam dzieli się, że od kiedy wszedł w zażyłość ze Słowem, zmieniło się diametralnie jego odczytywanie codzienności: „Słowo Boże objawiło swoją aktualność niemal natychmiast. Bardzo szybko okazało się, że pozornie „przypadkowe” fragmenty Ewangelii przewidziane w Eucharystii (lekcjonarzu) na dany dzień są „pisane” dla mnie, ich trafność i dopasowanie do konkretnych sytuacji mojego życia w określonym dniu były bardzo zaskakujące – tak, jakby to właśnie Bóg w swoim Słowie planował dzień, lub przewidział to, co ma się zdarzyć uprzedzając jakby Słowem (…) „Dzięki Słowu przyjętemu sercem i niesionemu przez dzień nie ma w moim życiu złych zdarzeń pozbawionych znaczenia, każde przyjmuję z nadzieją, a choć to, co bolesne, nadal boli, w cierpieniu nigdy nie jestem sam. Dostrzegam ponadto, że Słowo Boże, od czasu, gdy je przyjmuję z nową otwartością, daje mi siłę do budowania nowych relacji międzyludzkich. Od pewnego czasu żyję nową odwagą do stawiania czoła konfliktom i do przyjmowania odpowiedzialności. Dzień rozpoczęty spotkaniem ze Słowem Bożym jest przeze mnie przeżywany jako wartość sama w sobie. Taki zaś, który rozpoczyna się bez Bożego Słowa pozostawia mnie w zagubieniu i bez poprawnej Bożej interpretacji” . Czyż nie tym właśnie jest kontemplacja księdza, która rodzi się zażyłości ze Słowem?

Czujemy jak ogromne konsekwencje w życiu księdza posiada zdolność lub niezdolność do kontemplatywnego odczytywania rzeczywistości. Albo będzie żył w samym sercu toczącej się codziennie historii i odczytywał ją jako historię zbawienia, albo będzie żył na jej peryferiach. W sercu historii, w sercu codziennych spraw będzie tylko wtedy, gdy pozostaje zjednoczony z Bogiem. Będzie wtedy docierał do sedna spraw i wydarzeń, w których uczestniczy, gdyż Bóg jest zawsze w centrum świata i wszystkiego co się w nim dzieje. Kiedy ksiądz traci więź i zażyłość z Bogiem, traci realną więź ze światem. Ryzykuje, że będzie zajmował się rzeczami niepotrzebnymi, niezwiązanymi z powołaniem. Brak kontemplacji może też prowadzić do iluzorycznej duchowości, do mistyfikowania świata i natury zamiast do odkrywania zamiarów Boga w osobistym życiu . Kontemplacja sprawia, że ksiądz mocno stąpa nogami po ziemi. Kontemplacja nie odrywa księdza od ziemi ani też nie stapia z nią. Pozwala stawać po stronie Bożego myślenia i odczytywać wszystko w perspektywie Bożej. Także tam, gdzie inni widzą tylko zło, albo zwycięstwo grzechu, ksiądz kontemplacji pozostaje znakiem nadziej i pierwszym wierzącym w Boga Zbawiciela pośród najbardziej zdruzgotanego grzechem świata. Ksiądz zdolny do kontemplacji wnosi w swoje duszpasterskie środowisko pokój, radość i wiarę w obecnego Boga „tu i teraz”, niezależnie od tego jak postrzega to świat. Czy to możliwe, żeby móc tak przeżywać codzienność? Staje się możliwe przez zażyłość ze Słowem. To ono prowadzi do zjednoczenia z Bogiem w każdym wymiarze codzienności (contemplatio) i ono daje zdolność widzenia rzeczy oczami Boga (theoria).

*** *** ***

Lectio divina jest życiowym wyborem, w którym decyduję się postawić w centrum życia Słowo Boga, z przekonaniem, że ono poprowadzi mnie do zażyłych relacji z Bogiem i ludźmi, do postrzegania i interpretowania rzeczywistości po Bożemu, a nie jedynie po ludzku. Współczesnemu księdzu nie tyle grozi fundamentalizm religijny, co fundamentalizm intelektualny albo emocjonalno-zmysłowy. Albo będzie budował swoje życie i posługę na Słowie Boga, albo na własnym intelekcie, lub potrzebach emocjonalnych i zmysłowych. Albo na Bożym, albo na czysto ludzkim myśleniu. Słowo Boże będzie integrowało jego życie i sprawiało, że wszystko co czyni coraz bardziej będzie grawitowało wokół Boga. Będzie się przekonywał coraz bardziej, że kapłaństwo stawia go w samym centrum świata, ludzkich problemów i spraw, w centrum jego samego, jego serca, ponieważ jak napisał T. Merton „Bóg to centrum, które jest wszędzie, a którego obwodu nie ma nigdzie…” . Taką teologię i wizję życia może zasymilować ksiądz jedynie na kolanach, na modlitwie Słowem, Taka teologia, będzie zmieniała jego życie, do tego stopnia, że we wszystkich sferach swojej osoby, na wszystkich poziomach osobowości stanie się „teologalny”: w głowie, sercu i woli; dojrzały, to znaczy uformowany przez Słowo, upodobniony do Słowa Wcielonego. Stanie się ludzkim duchownym.

ks. Krzysztof Wons SDS